„O, idzie. Nie, to lezie, ono lezie. Niech będzie on,
bezosobowo, co prawda, ale niech będzie – on lezie. Tłucze o bruk jakby od
kowala wracał, świeżo podkuty. Cała okolica słyszy, tym walaniem kowbojkami
nabitymi rdzawymi ćwiekami zagłusza gwar miasta - kałboj ze wschodu. Zamek
wszyty na każdym pęknięciu tej szmaty, przypominającej spodnie. Skóra po ojcu,
a może nawet po dziadku. Zarośnięty. Albo fan ZZTOP albo, co gorsza,
poczatkujący literat - niemożliwe. Podejdzie, fajki nie będzie chciał, bo jedną
ćmi. Pewnie zbiera na wino, a powie, że na obóz sportowy. Tania podróbka
diabła, otulona prywatnym smogiem. Czarne chmury nie nadciągną, nie dzisiaj, no
chyba, że jednak będzie koniec świata. Nieważne.” – Przemknęło przez głowę
Czarodzieja z Ozz.
„A ten gdzie? To nie kibel miejski. Fakt faktem,
większą część powierzchni drzwi wejściowych tego ustronnego przybytku nie
wiedzieć czemu zajmuje wymowne WC, ale to chyba nie powód, żeby menele z
pobliskich rynsztoków zakłócali nam spokój.” – Lolita.
„Zaraz, ja tego typa znam… Gdzie ja go spotkałem?” –
Docieka Wódz Pędząca Chmura ćmiąc elektryczną fajkę pokoju.
„Nowy, wygląda na strasznie pewnego…” – DJ Baba.
„Wyjdzie na środek i będzie coś dukał, jak znam życie,
to z pewnością z kartki. Przecież ciężko zapamiętać te kilka słów, nieskładnych
zdań, których i tak nie dość, że nie chcę słuchać, to ze stu procentową
pewnością nie zrozumiem. Będzie dukał, jąkał się, krztusił się, charczał i tym
podobne. Kurwa, co ja tu znowu robię? A mogłem obejrzeć mecz, napić się, a może
nawet bym dzisiaj zasnął…” - myślał Wiecznie Zdegustowany Roman.
„Jak zwykle wszystkich nie będzie, ale widzę, że mamy
nowego uczestnika.” – Pani Jola prowadząca cotygodniowe spotkania.
„Gdybym nie był co chwilę trącany, przepychany,
przydeptywany, werbalnie znieważany świadomie czy nie, celowo czy przypadkiem,
jak i moja przestrzeń osobista teoretycznie nienaruszalna nie miałbym pewności
autentyczności miejsca i ludzi. Normalność jaką znam, o ile znam jakąkolwiek, o
ile takowa istnieje, o ile istnieje jakakolwiek właściwie, co to jest
normalność? Otoczenie jest mi na tyle obce, dziwne i niezrozumiałe, a jak
wiadomo, co niezrozumiałe ogółowi to głupie, bo przecież ogół nie może być
głupi, osobiście nie zaliczam się do ogółu na szczęście, tylko czyje, moje,
jego, wszechświata? Jeśli wszechświata to w wymiarze mikro, zaraz eksploduje… a
przepraszam… muszę się przesiąść…” – Kudżikukan Niszczyciel Światów.
„Jakiś złachany kowbojski kapelusz mógł jeszcze włożyć.
Na koniu nie przyjechał, bo gdzie by go biedaka zaparkował. Pewnie się
przywlókł na Ukrainie. Chociaż jakby takową posiadał, to pewnie by ją przepił.”
– Młody Wiecznie Wygrany Tadeusz.
Trochę przypomina tego furiata, który dwa tygodnie temu
doszczętnie zdemolował moją ulubioną knajpę. Chociaż tamten był chyba większy.
Miotał ławami, kruszył witryny i kładł na łopatki każdego nieszczęśnika, który
się zbliżył. To niemożliwe, żeby to był on, niemożliwe… - Wódz Pędząca Chmura
nie dawał sobie spokoju.
"Po jaką cholerę mu ta aktówka?" – Prawie
Europoseł Wiktor.
Mimo że towarzystwo jeszcze nie w komplecie, Pani Jola
postanowiła rozpocząć. - Widzę, że jest wśród nas nowa twarz. Może się
przedstawisz.
- Nazywam się Gringo. Morduję…
. .Poranne gazety krzyczały nagłówkami
– SZALENIEC
ZASTRZELIŁ 26 OSÓB KOLEJNEJ GRUPY WSPARCIA!!!